(z mojej dyskusji na blogu Arkadiusza Jadczyka z Januszem Gorzów)
"Wierzący", jak to J.G. zauważył, ma pewność bez dowodów. Wierzy na słowo co mu wbito w dzieciństwie do głowy i teoretycznie powinien być szczęśliwy. Lecz przed śmiercią panikują tak jak wszyscy inni. Nie dosyć że ich wiara okazuje się tylko słabym prawdopodobieństwem, to jeszcze dochodzi strach przed potępieniem wiecznym.
J.G. : Ateizm to niewiara w ISTNIENIE Boga.
Komunizm to rzeczywiście była/jest jakaś religia.
Komunizm był/jest nie religią, ale ideologią. W komuniźmie chodziło o szczęście tu i teraz, na ziemi, które miało polegać na bardziej sprawiedliwym dostępie do dóbr materialnych. Niestety z różnych powodów (m.in. niedoskonałość natury ludzkiej ) – nie powiodło się.
Religie – przedłużają istnienie człowieka po śmierci, w jakieś "zaświaty". Tzn. dają nadzieję, że nie wszystko kończy się ze śmiercią.
Istnienie Boga (który ma to zapewniać) jest tu pomocnicze czy wtórne (taka przystawka logiczna do systemu). O samym Bogu zresztą nawet najbardziej wierzący niewiele mogą powiedzieć – oprócz gorącego zapewniania o własnej wierze. (Z czego ateistom nic – o ile wierzący nie zapragną nawracać ich na swoją wiarę ogniem i mieczem itp siłą, bo wtedy jeszcze gorzej.)
W buddyźmie (i prawdopodobnie w pierwotnych szamanizmach) wystarczy wiara w reinkarnację: będę nadal istniał i mam powody, by zachowywać się porządnie i moralnie.Rozpoznam tych, co (trochę) lepsi ode mnie i tych, co na razie gorsi. Wystarczy.
He, ale mi się zdefiniowało...Sama nie wiedziałam, że tak myślę.
Wobec tego ateiści (czy prawidłowiej: agnostycy, jak to zauważył logik Kołakowski. Bo nie można udowodnić, że coś NIE istnieje, można tylko wstrzymać się z decyzją do czasu uzyskania bardziej przekonywujących dowodów) są w tej samej sytuacji co większość "wierzących" chrześcijan:
o Bogu niewiele wiem (choć każdy ma jakieś swoje wyobrażenia małego Jasia na temat), zakładam (bez dowodów), że istnieje, bo z Bogiem w egzystencji czuję się bezpieczniej (nadaje sens, pion, moralność, perspektywy,nadzieję nagrody itd.) - i wobec tego walczę z całych sił, by nic mi mojej wiary nie zachwiało.
Więcv stąd moja nienawiść do myślących inaczej: mogą naruszyć same podstawy mojego przekonania!
A "ateiści", będąc w tej samej sytuacji, odrzucili tylko pierwsze, robocze czy przedszkolne pojęcie Boga, co im w dzieciństwie wpojono (mózg ludzki i zdolność logicznego myślenia też się rozwija) i oczekują od "wierzących", by ich przekonali, że jednak jest inaczej.
Ten prowokujący "programowy ateizm" to jednak glównie młodzieńcza prowokacja, nic więcej.
Czyli, dorastając (także duchowo) potrzebujemy wyższego poziomu religii. I tu, ze swymi ćwiczeniami jak osiągać stany mistyczne, wchodzi buddyzm.
Było wyraźne zapotrzebowanie społeczne. KR-K nie sprostał.